Pewnego dnia na moim zdjęciu pojawił się anioł… Prawdę mówiąc, zupełnie się go nie spodziewałem. Nie oczekiwałem go. Nic nie zwiastowało jego przybycia. Ale oto pojawił się… i jest ze mną do dzisiaj. Bez przerwy, zawsze.… I na zawsze… Chciałem zrobić ładną, nastrojową fotografię, na której wszystko miało być bez skazy : piękna dziewczyna, subtelne światło rzeźbiące jej nieskazitelną figurę, jej gest mający wyrazić jakąś nieuchwytną myśl. Wszystko dopracowałem w najmniejszym szczególe. Wystarczyło pociągnąć za spust migawki, a później z mieszanki chemicznych odczynników wydobyć gotowe dzieło: dziewczyna, światło, gest… Jakim zaskoczeniem było dla mnie, gdy na fotografii obok dziewczyny pojawił się dziwny kształt - u jej ramion zauważyłem jakąś jasną chmurę. Byłem wzburzony, gdyż nie tak sobie wyobrażałem moje wymarzone dzieło ! Dziwna plama mogła być skazą na kliszy, albo niezauważonym refleksem, który pojawił się na ścianie w momencie utrwalenia na światłoczułej emulsji, wykreowanego przeze mnie obrazu. Czymkolwiek była, wydała mi się wówczas tylko intruzem, z powodu którego moje wymarzone zdjęcie będzie musiało powędrować do kosza. I tak zapewne bym uczynił - już ręka z nieudanym zdjęciem zmierzała w stronę stosu makulatury, gdy coś mnie tknęło. Jeszcze raz spojrzałem na fotografię. Jeszcze nie mogłem w niej dostrzec niczego szczególnego, ale już wiedziałem, że jej nie wyrzucę. Zdjęcie zaintrygowało mnie. Miałem wrażenie, że dziwna plama jest jednak czymś więcej niż tylko zwykłą skazą na światłoczułej błonie. Początkowy gniew przesłoniło nagłe olśnienie: przecież ta dziwna, jasna plama o postrzępionych brzegach jest niczym innym jak skrzydłem ! I wtedy zobaczyłem, że na moim zdjęciu miejsce dziewczyny zajął wspaniały anioł ! Dobrze znana postać modelki zmieniła się w jednej chwili w nieziemską istotę. Nieziemską, a jednak tak bardzo mi bliską. Zdałem sobie sprawę, że ten cherubin towarzyszy mi od wielu lat - tak często był w moich myślach, pojawiał się przy mnie w najbardziej uskrzydlonych chwilach, przenikał wszystkie z najpiękniejszych, widzianych przeze mnie obrazów. Ale dopiero, gdy ujrzałem go w tamtej chwili, zdałem sobie sprawę z jego ulotnej obecności. Od tego czasu widywałem go już często. Początkowo tylko tego, później także inne anioły. Pojawiały się same z siebie. Ale z czasem zaczęły być obecne we mnie samym. Czułem je w sobie i obok siebie. Siedziały przy mym stole, spały ze mną, przekomarzały się. Czasami nawet z roztargnienia zostawiały skrzydła na szafie w przedpokoju. I tak pozostało do dzisiaj. Mam nadzieję, że mnie nie opuszczą… Bo niby gdzie miały by pójść ? Na ulicach zatłoczonych szarym tłumem i pstrokatymi reklamami, w komputerach, przez które przelewa się bełkotliwy szum, w świecie, gdzie mesjaszem bywa twórca mydlanej opery, w tym najpiękniejszym ze światów anioły są czymś w rodzaju przedpotopowych stworów. Stały się jakimś dziwnym anachronizmem. Albo co najwyżej zabawką w rękach nadętych pyszałków, pozujących na pięknoduchów. Nie pasują do naszych czasów. Ich anielska rzeczywistość wydaje się zbyt górnolotna, zbyt wydumana, zbyt nierealna. Niedzisiejsza. A jednak zrozumiałem, że anioł - pozwalając mi zrozumieć przeszłość cywilizacji - jest przecież archetypem - jest też istotą jak najbardziej współczesną, gdyż bezczasową. I w ten sposób pozwala mi ujrzeć przyszłość taką, do jakiej powinniśmy dążyć. Nie przyszłość zanurzoną w technice, która zamiast służyć ludzkości, zaczyna dominować, ale przyszłość, dla której pierwszym ideałem jest sztuka. Fotografia towarzyszyła mi od dziecka... Mój dziadek i ojciec fotografowali, wiec postanowili, że ja też będę. Jako dziewięciolatek, wraz z pierwszokomunijnym garniturem dostałem od nich w prezencie pierwszy aparat -enerdowski Certo. Aparat niczego sobie jak na pierwsze zmagania z fotografią, lecz nie tak dobry jak garstka żołnierzyków, za którą go przehandlowałem. Nie spodobało się to mojej rodzinie, a ten drastyczny czyn spowodował dłuższą przerwę w kontynuacji rodzinnej tradycji. Jednak los bywa przekorny i chciał aby fotografia stała się moją pasją Od 10 lat pracuję jako grafik dla agencji reklamowych, a moim codziennym narzędziem jest bezduszny komputer i może również z tego powodu z sentymentem powróciłem do fotografii czarno-białej i technik szlachetnych, które stały się ucieczką od wszechobecnej digitalizacji. Obecnie studiuję fotografię w Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, jestem członkiem szczecińskiej Grupy Twórczej "19". W tym roku sporo działo się w moim życiu: kilka wystaw zbiorowych, zaczynając od Polfoto w Międzyzdrojach, przez Szkołę fotografii w Popradzie gdzie poznałem Kari Hopelajnena z Finlandii, który wprowadził mnie w tajniki heliografii, warsztaty w Płotach organizowane przez Grupę Twórczą"19", gdzie dominowała technika gumowa, po drodze zahaczyłem o plener w Pławnej, kończąc na Bezdomnej w hali słynnej Stoczni Gdańskiej. Mam przyjemność zaprosić wszystkich do Szczecina, na moją drugą indywidualną wystawę pt.: "gdy spadają Anioły" na którą składają się prace powstałe w ciągu ostatniego roku. Całość prezentowana będzie od 8 listopada do 14 grudnia w Cafe Galerya przy ul. Mariackiej, a dla tych którzy z różnych powodów na nią się nie wybiorą zapraszam na moją stronę: www.ked.art.pl Opisałem Wam historie moich aniołów , wszakże po 11 września dużo na Świecie się zmieniło, a że jestem jego małą częścią -miało to wpływ również na mnie, na moje widzenie Świata. Jeden z moich przyjaciół polikwidował swoje lokaty bankowe, przestał oszczędzać i zaczął żyć z dnia na dzień, inny z pracoholika zmienił się w podróżnika, ja natomiast zacząłem fotografować dobro w czystej formie, jeden z nielicznych wartościowych symboli, w jaki wierzymy od dziecka - w anioły. Niech spłyną na naszą Ziemię i otoczą nas opieką. Krzysiek KED Olszewski Czyżby to przełom wieków, a tym bardziej tysiąclecia spowodował, iż na naszym padole zmaterializowały się dotychczas niematerialne istoty? Pojawiły się i w literaturze, i w filmie, a ostatnio także i w fotografii. Pojawiły się na naszym globie istoty nieistniejące fizycznie, ale znane od zarania dziejów. Anioły - nieistniejące - teraz pozostawiają swój ślad. Są. Po prostu, są. Otaczają nas. Widzimy ich obecność, ich opiekę. Pozwalają się rozpoznawać, ba!, nawet pozwalają się fotografować. Nie każdy jednak ma ten przywilej. Ma go Krzysiek KED Olszewski. Anioły Krzysztofa - materialne - niematerialne. W geście obrony przed złem - widzimy fragment białego skrzydła. To znaczy: Są. Zaglądając do okien - anioły schodzą na Ziemię - są przy nas, dotykają nas, naszych bliskich. Są. Materialne - zjawiskowe, od kołyski przy nas - maszerują przez cale życie razem z nami. Nie jedzą, nie piją, nie śpią... Są. Milczą dyskretnie, zawsze w cieniu, albo pod cieniem, jak ptaki stracone... Są. Idą z nami, obok nas, po tym padole, po ziemi, do celu wspólnej wędrówki, samolotem, łodzią, windą... Są. ... i na koniec, są z nami pozostawiając w przechowalni bagażu skrzydła... i po prostu są, Anioły, Kobiety... Są. Takie właśnie są Anioły Krzysztofa, które ukazały się naszym oczom za przyczyna fotografii Jego autorstwa. Niech Go ochraniają, wzmagając w nim niezaspokojony twórczy niepokój. Październik, 2002 Witold Przymuszała Katedra Fotografii Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu