home

on-line WYSTAWA FOTOGRAFII z lat 1979-89
W 25. ROCZNICĘ POWSTANIA SOLIDARNOŚCI

 
 
 
 
 

Ten banerek dla twojej strony
[ściągnij stąd]

POLECAM:

  dzis-nie-bija.org

Zdjęcia oraz ich opisy z wystawy STAN WOJENNY, "Stara Galeria ZPAF", grudzień 2001

 


Lublin, 3 maja 1982 roku.

Była to moja druga wizyta w mieście PKWN w dniu 3 maja. Rok wcześniej było świątecznie i uroczyście - na główny plac Lublina wrócił Pomnik Pamięci Konstytucji 3 Maja. Rok potem było wiadomo dokąd skieruje się manifestacja po wieczornej mszy w katedrze - właśnie pod 3-majowego orła. Szedłem na czele pochodu, miałem tylko bardzo amatorski aparacik rosyjski "Wiesna". Nikona, dokumenty z numerem telefonu do domu (gdybym po to nie wrócił) zostawiłem u nieznajomych ludzi, z których mieszkania fotografowałem wcześniej okolice pomnika.

Było około 19-ej, jeszcze dość jasno lecz już na tyle ciemno, że gdy z narożnej ulicy graniczącej z placem wyjechały naprzeciw trzy pojazdy, to ich zapalone reflektory były dobrze widoczne. Był to BWP oraz dwa mniejsze, bez wieżyczek, odkryte, tylko z zamontowanymi karabinami maszynowymi na maskach. Poczułem zwierzęcy strach - już strzelali, dlaczego nie mieliby teraz? Nie było już przecznic, ostatnie zostały z tyłu, nikt nie zawahał się, tłum szedł na lufy. Po chwili znów byłem z przodu i fotografowałem. Ludzie czuli, że jestem z nimi, nie bali się mnie i mojego śmiesznego aparatu. Gdy już było blisko te mniejsze szybko zawróciły i uciekły przed tłumem, BWP został. Powoli wśród ludzi zawrócił i zdezorientowany, z wychylonym spod pancerza dowódcą ruszył wpierw wśród tłumu, potem już na placu, był na froncie pochodu. Wyglądało jakby prowadził manifestację. BWP pojechał dalej, ludzie zostali pod orłem, władza odpuściła. Prawdopodobnie siły skoncentrowano w innych rejonach kraju, bo nagle garstka pilnujących, którzy wcześniej patrolowali plac- zniknęła. Po zdjęciach odebrałem torbę ze sprzętem i cudem nie wpadłem w łapy tajniaków w drodze do samochodu. Uratowały mnie silne nerwy (żadnej reakcji na biegnącego do mnie tajniaka) i torba, która zupełnie nie wyglądała na fotoreporterską.

Rok potem władza była lepiej przygotowana. Od rana patrolowano całe centrum Lublina. Manifestacja nie uformowała się, trwały manifestacje siły ZOMO, ciągłe legitymowania, zabieranie ludzi lub dokumentów, woda, gaz, standard.

Tylko żona wiedziała, że jeżdżę do Lublina. Nie powiedziałem o tym nikomu z kolegów. Nie tylko dlatego, że nie chciałem mieć wspólników w pomyśle miasta PKWN, gdzie był pierwszy strajk w lipcu 1980 roku... Takie były czasy.

 


Andrzejów Duranowski, marzec 1982 roku.

Drukarnię w Andrzejowie Duranowskim, w domku mojej siostry Liliany Zdanowicz-Jankowskiej i jej męża Bogdana Jankowskiego, zorganizował w 1981 roku Adam K. z "Kręgu". w wyłączonym z użytkowania rodzinnego pokoju, zamkniętym dla dzieci i gości, zbito z dech stoły na długość ścian, zwieziono papier i farby - i zaczął stukać stary powielacz białkowy, powiązany drutem, żeby się nie rozpadł. Świt 13 grudnia 1981 roku, mrożący Polskę lękiem, ale wielu dodający odwagi, zastał tu setki zadrukowanych i czystych ryz papieru, tysiące niedokończonych a już nieaktualnych periodyków "Przyszłość", "Obóz". Trzeba było coś robić. Zorganizowałem tu wydruk zbiorku piosenek i wierszy z obozów internowania i więzień "Pieśni zza krat" sygnowany wydawnictwem "Ekstremista". Spółka z nieograniczoną odpowiedzialnością w niebotycznym wówczas nakładzie 3 tys. egzemplarzy, a potem "Krąg" wydrukował tu pierwsze w stanie wojennym książki, min. "Na nieludzkiej ziemi" J.Czapskiego, pierwsze zbiory relacji o represjach, pierwsze gazetki ("Wolę", "Kos", "Druk" czy miesięcznik "Fakty"). Właśnie w marcu 1982 miałem w matrycach pierwszy numer swojego pisma "Słowo robotników i młodej inteligencji" (od 4 numeru ukazywało się jako "Słowo"), kiedy zwrócono się do mnie z GAMMY o zdjęcia. Zabrałem do drukarni aparat.

Drukowaliśmy pierwszy numer nowego pisma, a ja pstrykałem szwagra, jak mieszał farbę i jak drukował i nie mogłem sobie odmówić przyjemności zrobienia autoportretu w tajnej drukarni. Te zdjęcia obiegły świat, PARIS MATCH, LIBERATION, TIME, pisma tureckie, arabskie... GAMMA z samego PARIS MATCH'a zainkasowała 4 tys. dolarów. Honorarium do dziś nie dostałem, zaledwie minimalną cząstkę umówionej sumy, która to cząstka i tak poszła na papier i farby. Pośrednik - nieoceniony i uroczy Joseph C., mający dojście do wielu fotografów polskich - wyrósł w Paryżu na największego fotografa z niebezpiecznej Polski, kupił sobie dobry samochód i ożenił się, jak na fotografa przystało, z modelką. Ale kiedy się okazało, że Afryce nie umie już zrobić żadnego zdjęcia, rozwód z nim wzięły i żona i GAMMA.

Tymczasem jesienią 1982 roku został aresztowany Adam K. w drukarni w Popowie (w daczy aktora Dmochowskiego), a w styczniu 1984, po wpadce największego punktu kolportażu na ul. Batorego, kiedy aresztowano kilkanaście osób i zrobiono kilkadziesiąt rewizji, zlikwidowano drukarnię w Andrzejowie Duranowskim, aresztowano drukarza Bogdana Jankowskiego, a na Batorego jeszcze dwie osoby obsługujące drukarnię "Słowa". Drukarnie te pokazano w telewizji, jako zorganizowaną za pieniądze CIA, i zjeżdżały się do niej dziesiątki SB-ków, oficerów wojskowego kontrwywiadu - jak tłumy myśliwych do ustrzelonego dzika.

Do amnestii zatem musiałem przez pół roku zaznać wolności osoby ukrywającej się.

Adam K. zdecydował się na emigrację do Kanady, wyjechali też ci z drukarni z Andrzejowa, pozbawieni tu pracy, szykanowani (strzelano do psa zza płotu, podpalono stryszek domu, przed wiejskim domem miała zwyczaj parkować buda z plutonem ZOMO).

Ci, co zostali, otrzymali papiery oszołomów. Czytają o frustracji tych, którzy w przeciwieństwie do byłych SB-ków, sekretarzy i konfidentów nie potrafią odnaleźć się w nowej rzeczywistości - wolnego rynku i wolnych idei. Są podejrzani o hołubienie nienawiści i nieodpartą chęć polowania na czarownice. Czarownice tymczasem polują nadal. Ostatnio - na szczęście - coraz częściej nawzajem na siebie.

Grzegorz Nawrocki /1996/
Autor zdjęcia i tekstu (kultowy dziennikarz ITD, potem również dramaturg) zmarł z niewyjaśnionego powodu we własnym mieszkaniu w lutym 1998 roku. ... patrz akapit wyzej - "Czarownice tymczasem polują nadal".




Grzegorz Nawrocki TEŻ zrobił zdjęcie pod kinem Moskwa w Warszawie, słynne z innego wykonania, Chrisa Niedenthala. Ale Grzegorz zrobił je z chodnika! Chris pisze (CZYTAJ WIĘCEJ) w komentarzu do swego zdjęcia: "... z ulicy nie ma mowy. Roi się od wojska, a aparat fotograficzny na ulicy to natychmiastowe aresztowanie...". Takim był Grzegorz.

 


Warszawa, 19 maja 1983 roku, pogrzeb Grzegorza Przemyka.

Fotografując w stanie wojennym miałem szczęście, że byłem free-lancerem. Nie musiałem gonić za zdjęciami typu news - bliskie plany, twarze, akcja. Jednym z dwu moich ulubionych typów fotografowania były zdjęcia tzw. totalne. Duży, przejrzysty plan, dokument. Już wiedziałem, że takie zdjęcia z czasem stają się coraz ważniejsze. Dlatego w momencie wyprowadzania trumny byłem na balkonie kościoła St. Kostki. Wielokrotnie z tej perspektywy fotografowałem w tamtych latach tłum, ale ten był wyjątkiem. Żadnych transparentów, okrzyków, śpiewu. Tylko dwie flagi, cisza i nieprawdopodobny las rąk. Zdjęcie to po raz pierwszy skopiowałem na tę wystawę i oglądając je przez lupę doznałem emocji takich jak wtedy. A może większych - o wiarę w siłę fotografii.

W ważnych zdjęciach zawsze dokładnie pamiętam, kiedy i dlaczego nacisnąłem spust, ten właśnie "decydujący" raz. Wtedy to się stało, gdy idący tuż przed trumną ksiądz Popiełuszko odwrócił się; ale czy to dostrzegłem wtedy czy to przypadek - tego właśnie tym razem nie zapamiętałem; raczej koncentrowałem się na "właściwym" powiewie flag. Odnalazłem ten "decydujący moment" po latach, po skopiowaniu 2 wglądówek, które wybrałem do dalszej decyzji do wystawy STAN WOJENNY, właśnie z powodu tych najlepszych flag...

 


Warszawa, wrzesień 1982 roku, pogrzeb Mariana Bińkowskiego.

Marian i Andrzej Bińkowscy, bracia mieszkający razem, aby ratować się wzajemnie. Młodszy - Marian (31) był epileptykiem, starszy Andrzej (38) w bardzo niebezpiecznym stadium astmy. Ich małe mieszkanko znajdowało się na rogu Stołecznej i Mickiewicza, dwa rzuty kamieniem /lub świecą dymną.../ od kościoła St. Kostki, twierdzy księdza Popiełuszki.

31 sierpnia 1982 roku w rocznicę rejestracji Solidarności teren ten został wielokrotnie zagazowany. Marian pilnował Andrzeja w szczelnie oklejonym taśmami mieszkaniu. Wyszli na pierwszy krótki spacer 2 września. Dla normalnych, zdrowych ludzi zapach gazu był już wtedy niewyczuwalny, ale nie dla Andrzeja. Dostał ataku ok. 200 m od domu. Marian pobiegł po zastrzyk, lecz gdy wrócił, brat już nie żył. Winił siebie za tę śmierć - że nie wziął strzykawki na spacer, że za wolno biegł.

Ostatni raz wyciągałem go z tej obsesji przed północą 18-go września. Ale nie tylko o tym rozmawialiśmy wtedy przez telefon. Nie byłem o niego niespokojny. A jednak nazajutrz mieszkający obok przyjaciele wyważyli drzwi i znaleźli Mariana martwego w wannie. Prawdopodobnie dostał ataku epilepsji podczas kąpieli. Lekarz stwierdził zgon około północy. Byłem ostatnim rozmówcą Mariana.

Ojciec Andrzeja i Mariana całe swe życie poświęcił służbie, która kontrolowała wierność pozostałych. Choroba Burgera, amputacja nogi i odejście z firmy nastąpiły w okresie Solidarności. Zdążył zrozumieć, że dał się oszukać i pogodzić się z synami i ich racjami. Na krótko.



Grób Mariana i Andrzeja na Cmentarzu Wolskim. W roku 1988 dołączył do nich ich ojciec, a w 2004 matka.

Wiem o co najmniej jeszcze jednej ofiarze warszawskich zadym
w tę samą, drugą rocznicę Sierpnia. Był nią również cierpiący na ciężką astmę mężczyzna, który leżał w bardzo dobrym szpitalu rządowym przy ul. Poznańskiej, w centrum Warszawy, lecz mającym prawdopodobnie mniej szczelne okna od mieszkania braci Bińkowskich. Był nim Władysław Gomółka, przywódca klasy robotniczej z 1956 roku. Aby uniknąć historycznych konfuzji sfałszowano datę jego śmierci, podając ją jako 1 września.
 
 

Opis zdjęcia ze strony - 1. Zjazd Solidarności

 


Gdańsk Oliwa, ulica Grundwaldzka, czyli główna łącząca Trójmiasto. Niedaleko hali Oliwii, gdzie trwa właśnie 1. Zjazd Solidarności. Ekipa w składzie jeden starszy, ok. 45, plus dwu młodych odmalowuje napisy zamalowane w nocy przez nieznanych sprawców. Wszyscy w roboczych kombinezonach, czyli są w pracy.

Podjeżdża szary 125p, wychodzi cywil i podchodzi do starszego, z którym stoję na środku chodnika; młodzi odmalowują TELEWIZJA KŁAMIE na murze. Pokazuje mu legitymację z klasycznym - pozwólcie ze mną. Ten kończył papierosa, zostało mu się jakieś 2 cm w ustach, więc wyjął go, delikatnie odklejając od wargi, odsunął tak z pięć cm od kącika ust i spokojnie półgłosem powiedział:
- Posłuchaj mnie, - tppp, króciutko odpluł kawałek tytoniu z wargi - lepiej schowaj to i spierdalaj bo ci przy gówniarzach wstydu narobię.
I włożył końcówkę papierosa na stare miejsce patrząc na tamtego zmrużonymi oczami. Esbeka zamurowało na chwilę (mnie co najmniej tak samo...), oczka szybko mu pobiegały nerwowo ale odzyskał rezon i strzelił pogróżką - no, jeszcze zobaczymy, - i już cofając się, ponownie - jeszcze zobaczymy! Wsiadł do fiata i odjechali.

 


"To be or not to be", Rynek Głowny, Kraków 1987, w czasie wizyty JP II.

Tym razem "przymurowało mnie" naprzeciw parkanu osłaniającego remont Wierzynka, czyli w narożu Rynku, gdzie ruch w dół do Wawelu jest największy. Usiadłem na krawężniku, ustawiłem kadr i ostrość i czekałem...
Warto było. To zdjęcie zostało zakwalifikowane do wędrującej po całym świecie wystawy na 150 lecie fotografii zorganizowanej przez World Council of Professional Phototographers. Polska mogła być reprezentowana tylko TRZEMA zdjęciami i Rada Artystyczna ZPAF, wiedząc o tym, wysłała WCPP chyba 15. Wybrano jednak 3 a ja wygrałem kilka dobrych butelek..:)

kontakty do autorów | od autora strony | w PRL głosowałem raz | dla mediów